Stare powiedzenie mówi, że z rodziną najlepiej wychodzi się na
zdjęciach. Spędzenie kilku godzin w pokoju z dziadkami, babciami, ciotkami,
wujkami, rodzicami i rodzeństwem, lubiącym ci dokuczać, może sprawić, że
stracisz swoje dobre nastawienie i zapragniesz uderzyć się z całej siły
kamieniem w głowę. Jednak, jak się zorientowałem, kiedy pięć lat temu opuściłem
moje malowniczo położone, małe miasteczko Ińsko, z którego pochodzę, więzy
rodzinne są naprawdę silne. Jeśli wciąż mieszkasz w domu rodzinnym, prawdopodobnie
nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wiele znaczą bliscy i jak bardzo
oddziałują na twoje samopoczucie, dopóki się od nich nie odetniesz i będziecie
się widywać jedynie kilka razy w roku. Mimo, że Lew Tołstoj napisał: "Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne,
każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.", to są pewne sprawy, z którymi zmagają się
wszyscy młodzi ludzie po opuszczeniu domu.
Powszechnym błędem jest spędzanie całych dni na rozmowach
przez Skype'a lub telefon, co teoretycznie ma na celu usunięcie cienia
nostalgii, zachodzącego na nasze serce, jednak ostatecznie doprowadza do
kompletnie odmiennego efektu. Nostalgia ma oczywiście wiele zalet, ale jest
zarazem bardzo wyczerpująca. Problemem jest, że czasami widzisz kogoś przez
Internet i odbywacie świetną rozmowę, wspominając wspólnie spędzony czas, co w
rezultacie, godzinę po rozłączeniu jedynie powiększa tęsknotę. Zaraz po
rozłączeniu jesteś entuzjastycznie nastawiony, bo wciąż przeważają pozytywne
emocje, ale już godzinę później, zaczynasz wspominać "stare, dobre
czasy" i rodzinny dom, z którym nie może się równać żaden inny.
Nie wszystkimi przeżyciami możesz się
dzielić ze swoimi nowymi znajomymi. Każdy z nas ma pewne rzeczy, przy których
dorastał i dzielił się nimi jedynie z najbliższą rodziną. Dla mnie może to być
oglądanie westernów i wykonywanie obowiązków domowych z moim tatą. Tak naprawdę
westerny zaczęły mi się podobać na krótko przed moim wyjazdem z rodzinnego
miasteczka, ale zawsze siadałem i oglądałem te filmy z tatą, bo lubiłem spędzać
z nim czas, choć nie musieliśmy zamienić nawet jednego słowa przez dwie lub
trzy godziny.
Najbardziej irytujące dla mnie jest
słuchanie, że jeden z moich znajomych został zmuszony do przyjścia na obiad
rodzinny. Rozumiem, że nie każdy ma tak bliskie relacje ze swoimi krewnymi
albo wręcz tych relacji nie ma w ogóle. Jednak uważam, że żadna rodzina nie
jest nawet blisko bycia "normalną", czyli taką jak w filmach o tych
zgranych, wspaniałych amerykańskich familiach. Każdy ma problemy, mimo to
najczęściej złościmy się o drobiazgi, jak te ciągłe nagabywanie rodziców, by
wspomnieć o pracy lub życiu miłosnym. Dlatego, kiedy słyszę, że ktoś
"musi" iść na obiad rodzinny, to mam ochotę uderzyć go z całej siły w
zęby. Z chęcią zamieniłbym się i usiadł przy rodzinnym stole, by odpowiedzieć
na pytania o to, czy znalazłem dziewczynę i czy dorabiam gdzieś po zajęciach.
Wiem, że później zeszlibyśmy na łagodniejsze tematy i koniec końców byłbym
usatysfakcjonowany spotkaniem bliskich.
Jesteśmy ograniczeni do dzielenia się
swoim życiem przez zdjęcia.
Kiedyś starałem się, by moi bliscy byli cały czas na bieżąco z wiadomościami o
mnie, niemniej dziś muszą zadowolić się kilkoma informacjami na Facebooku i
rozmowami od czasu do czasu. Z drugiej strony ja również mogę obserwować ich
sukcesy jedynie przez ekran smartphone'a. Chociaż galeria zdjęć wywołuje na
mojej twarzy uśmiech, kiedy zaczynam rozmyślać o krewnych, brakuje mi relacji
na żywo i zachwycania się sukcesami, dzięki prawdziwym emocjom, a nie jedynie
małej emotikonie w komunikatorze. Wygłupy z siostrą, gra w piłkę nożną z
kuzynem, długie nocne rozmowy o życiu z tatą przy alkoholu albo porady mamy
odnośnie dziewczyn, to wszystko na żywo jest dla mnie wspaniałe, wspomaga
zapamiętanie tych chwil i zatrzymanie ich dla siebie. To małe życiowe
przyjemności, których jednak nie można doświadczyć na odległość.
Nigdy nie możemy przywyknąć, że ludzie się
zmieniają. Dzieci dorastają, nastolatkowie wyjeżdżają do liceów i zaczynają
swoje buntownicze życie, silny i tętniący życiem ojciec staje się coraz
słabszy, siostra wychodzi za mąż, a brat, którego zawsze pokonywałeś w
zapasach, nagle przerasta cię o dziesięć centymetrów. Kiedy mieszkasz w tym
samym mieście, choć nie widzisz ich tak często, to te informacje docierają do
ciebie dużo szybciej i ich zmiana wydaje się naturalna. Mieszkając daleko, te
wiadomości będą jak oberwanie młotkiem i pozostawią cię zmieszanego na wiele,
długich dni.
To tylko moje osobiste rozważania, ale
jestem przekonany, że każdy kto spędził kilka lat poza domem, może się z tym
utożsamić. Wszyscy w takiej sytuacji znajdują się w trudnym położeniu, ale
należy pamiętać, że pogoń za marzeniami i starania o odkrycie, kim się
właściwie jest, nigdy nie są łatwe.
Niedługo będę musiała wyprowadzić się na studia do innego miasta, Twój tekst przypomniał mi, że pomimo codziennym małych spięć o bzdury... warto doceniać kochającą rodzinę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ktoś to docenia dzięki temu tekstowi
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń