piątek, 12 lutego 2016

Przeciwności wynikające z życia poza domem rodzinnym


Stare powiedzenie mówi, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Spędzenie kilku godzin w pokoju z dziadkami, babciami, ciotkami, wujkami, rodzicami i rodzeństwem, lubiącym ci dokuczać, może sprawić, że stracisz swoje dobre nastawienie i zapragniesz uderzyć się z całej siły kamieniem w głowę. Jednak, jak się zorientowałem, kiedy pięć lat temu opuściłem moje malowniczo położone, małe miasteczko Ińsko, z którego pochodzę, więzy rodzinne są naprawdę silne. Jeśli wciąż mieszkasz w domu rodzinnym, prawdopodobnie nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wiele znaczą bliscy i jak bardzo oddziałują na twoje samopoczucie, dopóki się od nich nie odetniesz i będziecie się widywać jedynie kilka razy w roku. Mimo, że Lew Tołstoj napisał: "Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.", to są pewne sprawy, z którymi zmagają się wszyscy młodzi ludzie po opuszczeniu domu. 


Powszechnym błędem jest spędzanie całych dni na rozmowach przez Skype'a lub telefon, co teoretycznie ma na celu usunięcie cienia nostalgii, zachodzącego na nasze serce, jednak ostatecznie doprowadza do kompletnie odmiennego efektu. Nostalgia ma oczywiście wiele zalet, ale jest zarazem bardzo wyczerpująca. Problemem jest, że czasami widzisz kogoś przez Internet i odbywacie świetną rozmowę, wspominając wspólnie spędzony czas, co w rezultacie, godzinę po rozłączeniu jedynie powiększa tęsknotę. Zaraz po rozłączeniu jesteś entuzjastycznie nastawiony, bo wciąż przeważają pozytywne emocje, ale już godzinę później, zaczynasz wspominać "stare, dobre czasy" i rodzinny dom, z którym nie może się równać żaden inny.

Nie wszystkimi przeżyciami możesz się dzielić ze swoimi nowymi znajomymi. Każdy z nas ma pewne rzeczy, przy których dorastał i dzielił się nimi jedynie z najbliższą rodziną. Dla mnie może to być oglądanie westernów i wykonywanie obowiązków domowych z moim tatą. Tak naprawdę westerny zaczęły mi się podobać na krótko przed moim wyjazdem z rodzinnego miasteczka, ale zawsze siadałem i oglądałem te filmy z tatą, bo lubiłem spędzać z nim czas, choć nie musieliśmy zamienić nawet jednego słowa przez dwie lub trzy godziny.

Najbardziej irytujące dla mnie jest słuchanie, że jeden z moich znajomych został zmuszony do przyjścia na obiad rodzinny. Rozumiem, że nie każdy ma tak bliskie relacje ze swoimi krewnymi albo wręcz tych relacji nie ma w ogóle. Jednak uważam, że żadna rodzina nie jest nawet blisko bycia "normalną", czyli taką jak w filmach o tych zgranych, wspaniałych amerykańskich familiach. Każdy ma problemy, mimo to najczęściej złościmy się o drobiazgi, jak te ciągłe nagabywanie rodziców, by wspomnieć o pracy lub życiu miłosnym. Dlatego, kiedy słyszę, że ktoś "musi" iść na obiad rodzinny, to mam ochotę uderzyć go z całej siły w zęby. Z chęcią zamieniłbym się i usiadł przy rodzinnym stole, by odpowiedzieć na pytania o to, czy znalazłem dziewczynę i czy dorabiam gdzieś po zajęciach. Wiem, że później zeszlibyśmy na łagodniejsze tematy i koniec końców byłbym usatysfakcjonowany spotkaniem bliskich.

Jesteśmy ograniczeni do dzielenia się swoim życiem przez zdjęcia. Kiedyś starałem się, by moi bliscy byli cały czas na bieżąco z wiadomościami o mnie, niemniej dziś muszą zadowolić się kilkoma informacjami na Facebooku i rozmowami od czasu do czasu. Z drugiej strony ja również mogę obserwować ich sukcesy jedynie przez ekran smartphone'a. Chociaż galeria zdjęć wywołuje na mojej twarzy uśmiech, kiedy zaczynam rozmyślać o krewnych, brakuje mi relacji na żywo i zachwycania się sukcesami, dzięki prawdziwym emocjom, a nie jedynie małej emotikonie w komunikatorze. Wygłupy z siostrą, gra w piłkę nożną z kuzynem, długie nocne rozmowy o życiu z tatą przy alkoholu albo porady mamy odnośnie dziewczyn, to wszystko na żywo jest dla mnie wspaniałe, wspomaga zapamiętanie tych chwil i zatrzymanie ich dla siebie. To małe życiowe przyjemności, których jednak nie można doświadczyć na odległość.

Nigdy nie możemy przywyknąć, że ludzie się zmieniają. Dzieci dorastają, nastolatkowie wyjeżdżają do liceów i zaczynają swoje buntownicze życie, silny i tętniący życiem ojciec staje się coraz słabszy, siostra wychodzi za mąż, a brat, którego zawsze pokonywałeś w zapasach, nagle przerasta cię o dziesięć centymetrów. Kiedy mieszkasz w tym samym mieście, choć nie widzisz ich tak często, to te informacje docierają do ciebie dużo szybciej i ich zmiana wydaje się naturalna. Mieszkając daleko, te wiadomości będą jak oberwanie młotkiem i pozostawią cię zmieszanego na wiele, długich dni.


To tylko moje osobiste rozważania, ale jestem przekonany, że każdy kto spędził kilka lat poza domem, może się z tym utożsamić. Wszyscy w takiej sytuacji znajdują się w trudnym położeniu, ale należy pamiętać, że pogoń za marzeniami i starania o odkrycie, kim się właściwie jest, nigdy nie są łatwe.

3 komentarze:

  1. Niedługo będę musiała wyprowadzić się na studia do innego miasta, Twój tekst przypomniał mi, że pomimo codziennym małych spięć o bzdury... warto doceniać kochającą rodzinę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ktoś to docenia dzięki temu tekstowi

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń